czwartek, 30 lipca 2009

Welcome to the jungle

Lake Nkuruba / Kibale Forest National Park / Uganda

Zmęczeni chwilowo miejskim życiem jedziemy odpocząć na dwa dni na zachód Ugandy, nad wulkaniczne jezioro pomiędzy park narodowy Kibale Forest a góry Rwenzori zwane Górami Księżycowymi.

25 km od miejscowości Fort Portal leży jezioro Nkuruba, które jest pozostałością po wygasłym wulkanie. Wynajmujemy chatkę nad samym jeziorem i rozpoczynamy błogi relaks.





Miejsce, w którym mieszkamy otacza tylko dżungla. W okolicy (1h) jest jedna wioska oraz kilka domów dla sierot. W najbliższą niedzielę mają konkurs chórów kościelnych, więc ostro trenują układ będący mieszkanką plemiennych tańców z chrześcijańskimi przyśpiewkami.



[video]


Jest tu niesamowicie, bo nic nie trzeba robić. Kąpiemy się w jeziorze, bo za bardzo innej możliwości nie ma. Paweł przesypia popołudnie, a ja idę do dżungli na drugą stronę jeziora, gdzie widzieliśmy podczas kąpieli szympansy.

Kibale Forest jest domem nie tylko dla nich ale i dla 12 innych gatunków małp. Błądzę trochę w dżungli, nie znajduję ani jeziora ani małp, a do tego nagle robi się niesamowicie ciemno. Przestraszony, że już noc zaczynam biec. Przyspieszam jeszcze trochę, bo do tego wszystkiego doganiają mnie komary, które zwabił mój pot. Gdy udaje mi się w końcu wybiec z dżungli okazuje się, że jest jeszcze dzień - roślinność była tu tak gęsta, że niemal nie docierało światło. Raczej już nigdy nie wejdę do dżungli, chociaż z drugiej strony daje ona rewelacyjną motywację do joggingu.




środa, 29 lipca 2009

Shit happens:)

Everywhere / Planet Earth








wtorek, 28 lipca 2009

Memories

Koja / Uganda

Wracając z Jinja do Kampali po drodze przejeżdżamy przez miejscowość Mukono. Postanawiam przy okazji, że tu jesteśmy, że wysiądziemy z matatu (mały bus) i ruszymy na poszukiwanie miejsca nad jeziorem Wiktorii, gdzie mój Dziadek jako nastolatek spędził kilka lat w polskim obozie.

Jak mój Dziadek wogóle trafił do Afryki? A więc historia jest taka...

Na początku II Wojny Światowej Sowieci wywieźli z RP na Syberię około miliona Polaków, w tym Dziadka z Jego mamą i siostrą (w tym czasie mój Pradziadek krążył po Europie z armią generała Andersa). Gdy w 1941 roku na teren Sojuz Sowietskich Socialisticzeskich Riespublik weszli Niemcy, Stalin łaskawie pozwolił Polakom na opuszczenie terytorium ZSRR. Polacy przez Iran i Pakistan zostali wysłani przez Anglików statkiem do ich zagranicznych kolonii - Indii i Afryki Wschodniej.


Statki płynące do Afryki docierały do portu w Mombasie, skąd następnie około 20.000 Polaków trafiło koleją do 22 obozów dla uchodźców. Dziadek wylądował w polskim osiedlu w miejscowości Koja na cyplu jeziora Wiktorii i spędził tam kilka lat.






Wojnę polscy uchodźcy spędzili więc w sympatycznym miejscu, gdzie życie toczyło się całkiem normalnym trybem (szkoła, zabawy, harcerstwo) nie licząc oczywiście minusów mieszkania w Afryce (ataki krokodyli i zachorowania na malarię).



Wiedziałem, że z osiedla na jeziorem uchował się jedynie polski cmentarz (wyremontowany później w latach 90-tych przez naszego przyjaciela salezjanina - ojca Jana Marciniaka, którego odwiedzimy za dwa tygodnie w Tanzanii), brama wjazdowa oraz studnia. Mimo to chcieliśmy zobaczyć to miejsce, więc wynajęliśmy gościa z motorkiem, który teoretycznie wiedział, gdzie znajduje się plantacja bawełny i góra Mpunge zlokalizowane obok byłego osiedla.


Ruszyliśmy w trójkę na jednym motorze po wyboistej drodze, ale po kilku kilometrach kierowca się zatrzymał. Paweł poinformował mnie, że właśnie wpadliśmy do rowu, czego nie zauważyłem, bo nie było dla mnie znaczącej różnicy pomiędzy stanem tej drogi a rowem. Niestety rozwaliliśmy przy okazji koło. Czekaliśmy kilkanaście minut i gdy kierowcy wciąż nie udawało się go naprawić, wynajęliśmy kolejnego, który również wydawał się wiedzieć, dokąd chcemy dojechać.


Jechaliśmy tak około 2h po drodze, z której czerwony kurz pokrył swoim kolorem całą zieloną roślinność dookoła, a po chwili także nas. Droga zwężała się coraz bardziej, aż wjechaliśmy do dżungli, gdzie w nocy widzieliśmy tylko błyski świeczek w "domach" i słyszeliśmy wybiegające i wołające za nami z zarośli dzieciaki.


Niestety pobłądziliśmy tak mocno i było już tak ciemno, że musieliśmy w końcu się poddać i wrócić do Mukono a stamtąd na noc do Kampali. Szkoda, ale może zdarzy się kolejna okazja, aby odwiedzić to miejsce, skąd po wojnie Dziadek wrócił do Polski, a większość jego znajomych rozpłynęła się do Wielkiej Brytanii, Kanady, Stanów Zjednoczonych i Australii.




Przesłałem ostatnio stare zdjęcia z Koji jednemu z Polaków, którzy po pobycie w obozach w Koja i Masindi trafili po wojnie do Anglii. Okazało się, że po raz pierwszy po ponad sześćdziesięciu latach zobaczył budynki, które miał w pamięci jako mały chłopak.

Hello Staszek

Thank you for contacting me again and the photographs. It is the first time that I have seen the buildings I lived in in Koja. They indeed look as if made from mud and covered with elephant grass. I remember that the floor was just trodden earth...... no carpets !!!!!

I remember vividly that the table legs, chair legs and bed legs had to be covered with some form of fluid.....I think it was called ROPA. This was done to prevent ants and other insects from climbing. I remember one night feeling something tickling me on my chest... I was about 4 years old, and when my father pulled back the bed clothes, I saw that it was a huge ant!

(...)

It is a pity that you did not find your way to Koja

(...)

Let's do it!

Jinja / Uganda

Burundi i Uganda spierają się między sobą, z którego z tych państw wypływa Nil. Wydaje się jednak, że z miejscowości Jinja przy jeziorze Wiktorii i tam właśnie jedziemy po raz pierwszy w życiu skoczyć na bungee w miejscu, gdzie zaczyna się ta jedna z największych rzek, która po pokonaniu 6.695 km wpływa do Morza Śródziemnego.




Let's do it, let's do it, let's do it, let's do it
And do it, and do it
Let's live it up
And do it, and do it, and do it
Do it, do it
Lets do it, let's do it, let's do it
Do it, do it, do it, do it

Here we come
Here we go
We gotta rock
Easy come
Easy go
Now we on top
Feel the shot
Body rock
Rock it don't stop
Round and round
Up and down
Around the clock

Monday, Tuesday, Wednesday and Thursday
Friday, Saturday
Saturday to Sunday

Get, get, get, get, get with us
You know what we say say
Party everyday

And I'm feeling (WooHooo)

That tonight's gonna be a good night
That tonight's gonna be a good night...

Jump Pawła [video]
























No to poskakaliśmy!

Aaaale dobrze jest się napić piwa Nile Special po skoku. Przed skokiem też zresztą polecamy.



poniedziałek, 27 lipca 2009

Afro-pop

Kampala / Uganda

Dziś jedziemy na imprezę do "Rock Baru" na Nile Avenue. Nie jest to typowe miejsce taneczne, raczej ogromna restauracja pod gołym niebem i bar pod niebem ubranym. Nie pamiętam żadnego utworu z tego wieczoru. Wiem jedynie, że muzyka była dużo bardziej light'owa niż zazwyczaj.



Po raz pierwszy więc chciałbym zaprezentować delikatniejsze, ale nie mniej poruszające kawałki. Pierwszy z nich jest z jednym z najprzyjemniejszych dla oka clipów, jakie w życiu widziałem (nominacja MTV African Music Awards w roku 2008) - zachwycająca historia miłości opowiedziana kolorami. Big WOW! Zaletą drugiego kawałka jest natomiast fenomenalny głos Liry (nominowana w tym roku za najlepszy głos soulowy). Obie ekipy pochodzą z Republiki Południowej Afryki. Enjoy!

Freshlyground / Pot Belly


Lira / Wa Mpaleha